Dzisiaj rano szukając miejsca gdzie by tu zjeść sniadanie zostaliśmy ściągnięci do stolika przez pewną starszą panią, brytyjkę. Ciekawe to było spotkanie, najpierw poleciła nam zjeść lokalną potrawę nasi lemak, a już w czasie konsumpcji dużo mówiła. Np. zna historię kucharki, a nawet jej matki, która gotowała jeszcze dla brytyjczyków w latach 50. Nic dziwnego, bo jak powiedziała przyjeżdża tutaj regularnie od kilkunastu lat. Okazało się, że lokal, w którym jedliśmy jest bardzo sławny, jadają tu dyrektory, menadżerowie z lokalnych banków, a niektórzy jak np. szef wielkiego hotelu wpada tu codziennie na śniadanie z oddalonego o kilka km miasteczka. Niby nic wielkiego, ale jak dodamy, że lokal przypomina najgorsze jadłodajnie z Jarmarku Europa to już zmienia to postać rzeczy.
Pogawędka spowodowała, że uciekł nam autobus w kierunku plantacji, którą mieliśmy zwiedzać. Pozostawał autostop. I znowu na raty, raz z Chinką, potem z Hindusem, a na koniec z malajskim małżeństwem dotarliśmy do celu. Plantacja nie tak malownicza jak wczorajsza, ale zwiedzało się miło, była wielka i miała własną fabrykę.
A właśnie, w drodze między jednym a drugim stopem, w mieście Brinchang trafiliśmy na... Bomba! Czyli jednostkę straży pożarnej. No znowu musieliśmy zajrzeć, obfotografować i uciąć krótką pogawędkę z jednym z bomba. To się dopiero tata Artur ucieszy z relacji.
W okolicy można jeszce zwiedzać farmy truskawek, kaktusów, czy farmy na których hoduje się pszczoły albo motyle. Ale wg nas to nuda, najbardziej warto przyjechać tutaj aby poszwędać się po herbacianych wzgórzach i górskiej dżungli. Zwłaszcza, że krajobraz strasznie szpecą ogromne place budowy pod przyszłe hotele.
.
Po powrocie zostaliśmy zaskoczeni wiadomością w drzwiach napisaną przez Lidkę, która wyraziła chęć spotkania z nami. A skąd w ogóle o nas wiedziała? Otóż też została ściągnięta do stolika przez wspomnianą straszą panią (Elizabeth, lat 79!!!) i w taki sposób dowiedziała się o parze Polaków.
Z Lidką ucięliśmy sobie wieczorną pogawędkę, miło usłyszeć ojczystą mowę na drugim końcu świata - Lidka, pozdrawiamy!