I znowu poranek za wcześnie przyszedł, pobudka o 6.30. Wcześnie rano wyjechaliśmy z KL w kierunku parku Taman Negar. Generalnie nuda dopóki w pewnym momencie z busa nie przesiedliśmy się na łódź, ostatnie 3 godziny podróży odbyliśmy w górę rzeki a dookoła nic tylko las deszczowy. Deszczowy to się niebawem okazało, kiedy w połowie drogi dopadła nas prawdziwa tropikalna ulewa w stylu takich, co to się je oglada tylko w niedzielnych filmach przyrodniczych z Krystyną Czubówną w tle.
Kilka luźnych myśli:
Z opowieści Mr. Hairuddina wynika, że Malezji nie nękają większe katastrofy naturalne, nie ma tu trzęsień ziemi, Indonezja zasłania ją przeciw falom tsunami, wulkanów brak a ukształtowanie terenu półwyspu sprawia, że nie docierają tu huragany, które ponoć zawiją i uderzają na wybrzeże Wietnamu.
Ciężko w tym klimacie funkcjonować. Na zewnątrz ponad 30 a wystarczy wejść do budynku czy autobusu to uderza cię fala zimna, klimatyzacja jest chyba ustawiona na 18 stopni. Na przemian rozpływamy się i marzniemy. Niezbyt to zdrowe.
Cena benzyny jest tu ponoć jedną z najniższych na świecie, nie dziwota zatem, że podróżowanie autobusem jest tak tanie.
Szukając schronienia przed deszczem, przed największym upałem lub po prostu kiedy chcemy usiąść na chwilę i odpocząć warto wejść do jednej z wielu świątyń. Nie ma klimy, ale na pewno jest chłodniej. Do tego specyficzna atmosfera tych miejsc sprawia, że przyjemnie i w spokoju można złapać oddech. Zaglądaliśmy do wielu, nie wiedzieć jednak czemu ani razu jakoś nie skusiło nas żeby zajrzeć do meczetu.
Jesteśmy na wakacjach a odkąd jesteśmy w Malezji nie wypiliśmy ani kropli alkoholu. Dziwne to trochę, co by nie mówić wakacje kojarzą się jednak z banią od czasu do czasu, a tu nic, posucha. Jak do tej pory alkohol widywaliśmy, tyle że był potwornie drogi, ale teraz w Taman Negara nie ma go nigdzie, ani w sklepach ani w knajpach! Ależ nam brakuje zimnego bronksa.
Zatyczki do uszu. Trzeba je mieć koniecznie. Nasz dom, w którym mieszkaliśmy w KL znajdował się przy ulicy, którą całą noc nasuwały samochody. Do tego niedaleko był meczet i codziennie skoro świt zaśpiewywał muezin. Nigdy nie wiadomo gdzie się trafi. Bez zatyczek w azjatyckim mieście ani rusz.