Wczorajszy wieczór spędziliśmy na pogawedce z Mr. Hairuddinem, który poopowiadał nam trochę o Malezji. Zachęciło nas to zmiany pierwotnych zamiarów i postawiliśmy wpaść na jeden dzień do Melaki.
Rano pojechaliśmy na przedmieścia, gdzie jest wielki i nowoczesny dworzec autobusowy. Dworzec zorganizowany jest na wzór lotniska. Najpierw kasy, potem pierwsza kontrola żeby wejść na "halę odlotów", a na koniec szuka się odpowiedniej bramki pod którą podstawia się bus. Autobusy w Malezji są tanim i bardzo komfortowym środkiem transportu.
Melaka. W czasach kiedy Kuala Lumpur było tylko bagnem pełnym malarycznych komarów Melaka była już dużą handlową metropolią. W XVI w. miasto zostało podbite przez Portugalczyków, potem przez Holendrów, a na koniec przejęte przez Brytyjczyków. Teraz to już średniej wielkości miasto, trochę w cieniu dwóch metropolii - Singapuru i Kuala Lumpur.
My poszwędaliśmy się po Chinatown, które wyglądem przypomina nam wietnamskie Hoi An (opis i fotki w relacji z Wietnamu). Powietrze tutaj było chyba jeszcze bardziej gorące i wilgotne niż w KL. Ma się wrażenie, że cała ta wilgoć jest wchłaniana przez człowieka i dodaje mu wagi, co sprawia, że nogi są tak ciężkie, że każdy następny krok jest coraz bardziej wyczerpujacy. Poza tym można tu obejrzeć kolonialne pozostałości, generalnie 4-5h wystarczy na obejrzenie większości atrakcji. Gdzieś niedaleko jest też portugalska wioska, gdzie żyją potomkowie XVI-wiecznych osadników, wymieszanych z lokalną ludnością. Mówią oni dziwną mieszanką malajskiego z archaicznym portugalskim i za nic nie potrafią się dogadać z Portugalczykami czy Brazylijczykami. Nie dotarliśmy tam, sił brakło.
W międzyczasie spróbowaliśmy też różnych malasjkich przekąsek: banany w cieście smażone na głębokim oleju (mistrzostwo), jakieś ichniejsze pączki, ćoś ziemniakopodobne smażone i wygladające jak wielka frytka, jakieś kulki z nadzieniem przypominającym w smaku nasz stary dobry paprykarz.
Tradycyjnie wieczór zakończył się ulewą, znowu wracaliśmy w strugach deszczu. Jutro wyruszamy z KL do parku narodowego Taman Negara. Zmierzymy się z dżunglą.