Powtórka z rozrywki, 5.30 obudził nas ktoś drący się przez megafon tuż pod naszym oknem, co się okazało zaraz po sąsiedzku jest meczet i to zaśpiewy muezina wyrwały nas ze snu.
Dzisiejszym celem była przechadzka po dżungli. Łodzią przedostaliśmy się na druga stronę rzeki, gdzie znajduje się wejście do parku. Po wykupieniu odpowiednich przepustek poszliśmy w las. Początkowo byliśmy zdziwieni liczbą zwiedzających, pełno było rodzin i wycieczek ze stadami dzieciaków. Do tego chodziło się po specjalnie przygotowanych chodnikach... Nie tak miała wygladać dżungla. Atrakcją był na pewno spacer po pomostach z lin rozciągniętych wysoko między drzewami, które przypominały most z finałowej sceny filmu Indiana Jones i Światynia Zagłady. Co się okazało cała ta zgraja weekendowych turystów zaliczała tylko te pomosty i spadała z powrotem.
My jednak zdecydowaliśmy się iść dalej w las mimo tabliczki ostrzegającej, że dalej lepiej iść tylko z przewodnikiem. I to dopiero była prawdziwa dżungla, mrówki wielkości kciuka, wszędzie pijawki (Mad miała przyjemność bliższego zapoznania z pijawkami tygrysimi), ogromne drzewa, niezwykła, ciemna gęstwina a dookoła świdrujące uszy odgłosy wszelkich stworzeń od robali, poprzez ptaki, po małpy. Intensywność pocenia w takim lesie można porównać chyba tylko z sauną. W sumie spacer zajął nam 5 godzin. Wróciliśmy wyczerpani i śmierdzący straszliwie.
Oczywiście nasza wycieczka to tylko jedna z wielu opcji. Szlaki są różne, od kilkukilometrowych w okolicy wejścia do parku do nawet 55 kilometrowego marszu na najwyższy szczyt w Malezji (tylko z przewodnikiem, trwa 9 dni). Można też zaliczyć jazdę jeepem czy nocne chodzenie po dżungli, ponoć w nocy da się zobaczyć m.in. tygrysy, tak mówią, ale osobiście wątpimy czy zwierzęta są aż tak głupie, żeby dać się podejść bandzie białasów.
Las deszczowy jest niewatpliwą atrakcją, ale nam póki co wystarczy. Jest to kompletnie niesprzyjające człowiekowi środowisko. Takim mieszczuchom jak my wydaję się, że z każdej strony, pod każdym liściem, za każdym konarem czycha coś gotowe ugryźć nas w dupę. W najlepszym wypadku...